Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Artmac z miasteczka Pabianice . Mam przejechane 20631.98 kilometrów w tym 477.85 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 28.56 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

2015

button stats bikestats.pl

2014

button stats bikestats.pl

2013

button stats bikestats.pl

2012

button stats bikestats.pl

2011

button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Artmac.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

100-150km

Dystans całkowity:2908.47 km (w terenie 15.00 km; 0.52%)
Czas w ruchu:85:08
Średnia prędkość:29.01 km/h
Maksymalna prędkość:76.00 km/h
Suma podjazdów:1502 m
Maks. tętno maksymalne:179 (89 %)
Maks. tętno średnie:158 (79 %)
Suma kalorii:6183 kcal
Liczba aktywności:25
Średnio na aktywność:116.34 km i 4h 03m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
101.00 km 8.00 km teren
04:01 h 25.15 km/h:
Maks. pr.:35.00 km/h
Temperatura:22.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Setkę poproszę.

Wtorek, 14 maja 2013 · dodano: 14.05.2013 | Komentarze 1

Po 3 dniach, w których najczęstszym widokiem za oknem był padający dzień, no może poza poniedziałkiem który był tylko zimny, postanowiłem się w końcu wybrać na rower. Bo przecież 3 dni nie jeżdżenia na rowerze to czas stracony, co nie ???

Akurat gdy nie było zachęcających warunków do kręcenia, postanowiłem spiąć się w sobie i zrobić w końcu serwis cross’a po zimie. Udało się , choć i tak leń mnie trochę przerósł, ale co tam.

TaK więc wyruszyłem po 11, mimo tego, iż zaplanowałem sobie wczoraj, że zacznę już godzinę wcześniej, bywa. Od samego początku problemy. A to z pulsometrem, który się załączał i wyłączał co chwila. Kilka razy próbowałem poprawiać opaskę, ale nic to nie dawało, więc go po prostu wyłączyłem. A to z sport tracerem, który nie chciał mi złapać fixa. Próbowałem na wszystkie możliwe sposoby, ale nic, dupa, na dodatek zbita … Ruszyłem w stronę Łasku, gdzie po drodze pomachałem, żeby być poprawnym politycznie, powiem Pani lekkich obyczajów, która zawsze w tygodniu pracuje na tej trasie. W weekend jakoś jej nigdy nie miałem przyjemności spotkać. Może ma etat ? 8-16 i fruu do domu, kto wie :P Jeśli to czytasz i jesteś zainteresowany, to powianiem upomnieć się o jakiś procent za zrobienie jej reklamy :P

W Dobrniu odbiłem na Ldzań, przypomniało mi się, iż Bubus zachwalał, te wspaniałe asfalty za mostkiem, więc pojechałem to zweryfikować. I rzeczywiście asfalt był i to całkiem niezły ;) WOW Jeszcze rok temu spory odcinek był jeszcze drogą żwirową. Szkoda tylko, że droga do Ldzania jest baaardzo kiepska. Powód wiadomy, S8 .. W szybkim tempie dojechałem do Gucina, w którym odbiłem w stronę Piotrkowa Trybunalskiego. Te około 30km kręciło się z iście nieziemską przyjemnością. Słoneczko, wiatr w plecy, asfalt równy jak dupcia niemowlęcia i przede wszystkim mały ruch. Po drodze podziwiałem jak nasi dzielni piloci fruwają swoimi F16. Odgłosy robią wrażenie, nie powiem.

Za Grabicą odbiłem do Woli Kamockiej, gdzie pokręciłem się trochę po okolicy. Boczne uliczki jeszcze równiejsze niż na wcześniejszej drodze. Taka refleksja, że im bliżej Bełchatowa, tym stan nawierzchni rośnie. Chyba się nie mylę za bardzo. Niestety sam odcinek od Woli aż do Głuchowa bardzo licha. Nie dość, że przeogromna ilość dziur to jeszcze sporo podjazdów. Nigdy ich aż tyle nie było. Chyba zima zrobiła swoje. Po dojechaniu na drogę E75 dojechałem do Kruszowa, gdzie stałem dobre bite 10 minut na światłach, aż lekko zmarzłem, mimo że stałem obok nagrzanego TIRA. Odcinek ciężki po cały czas pod górę i pod wiatr. Trochę się namęczyłem zanim dojechałem do Małych Górek. Tutaj zweryfikowałem swoją drogę i pojechałem drogą, którą jeszcze nigdy nie jechałem. Oczywiście był to błąd, gdyż asfalt szybko się skończył, zaczęła się polna, ale całkiem nieźle utwardzona droga, by następnie zamienić się w solidny piach i błoto. Zawracać mi się nie chciało, więc krótki odcinek przeszedłem na nogach. Dalej już było trochę lepiej. Zastanawiałem się tylko gdzie wyjadę. Okazało się, że wylądowałem całkiem nieźle, tuż prawie przy cmentarzu w Tuszynie. Akurat był pogrzeb. Wielki pochód Cyganów maszerował w smutku żegnając zapewne ich króla, czy jak tam się zwie ich Guru. Chciałem się zatrzymać i porobić parę fotek, ale pal licho co trzymali pod marynarkami. Może i sam niedługo ktoś by maszerował na moim pogrzebie ?? Nie żebym miał coś przeciwko nacji romskiej. Wolność ziomku w swoim domku. W tym przypadku na taborze. Rzecz jasna :P

Wylądowałem w Zofiówce, gdzie zazwyczaj robię małe zakupy. Tak też się stało i tym razem. Prince polo jeszcze nigdy mi tak nie smakowało jak dzisiaj :P Rewelacja. Obawiałem się, że w lasku rydzyńskim będzie sporo błota i kałuż, ale nic takiego nie miało miejsce. Jedynie kryzys mnie złapał. O tyle ile nogi jeszcze miały siły do całkiem niezłego kręcenia. O tyle głowa już mi marudziła, że powinienem być już w domu. Udało się przejechać przez Rydzyny bez dziesiątek TIRÓW załadowanych tonami piachu. Co w zeszłym roku nie było na porządku dziennym. W Pawlikowicach jeszcze mocniej przycisnąłem na pedały, by szybciej być w domciu. I to by było na tyle.

Pierwsza setka w tym sezonie za mną ;)
Kategoria Cross, 100-150km


Dane wyjazdu:
133.00 km 5.00 km teren
04:28 h 29.78 km/h:
Maks. pr.:58.00 km/h
Temperatura:19.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Kaszuby - dzień 1

Piątek, 21 września 2012 · dodano: 24.09.2012 | Komentarze 0

Wyjazd na Kaszuby z Maciejem, zamiast wyjazdu w góry z różnych powodów. Tereny do jazdy idealne. Mimo niedługich, ale licznie występujących podjazdów można było się pozytywnie zmęczyć.
Pierwszy dzień to wyjazd około 10 rano w stronę Bytowa. Postanowiliśmy zmodyfikować trochę trasę powrotną. Skręciliśmy na Rekowo, gdzie przed samą miejscowością odbijamy na wieże widokową na Górze Siemierzyckiej z myślą, że uda się pod nią podjechać. Niestety nie udało się, gdyż droga prowadząca pod górę była delikatnie mówiąc nieutwardzona. Podczas powrotu na drogę 212, pościągaliśmy się z olbrzymim traktorem. Kierowca ewidentnie chciał pokazać nam, kto tu jest cwaniakiem na drodze, jadąc slalomem i tworząc inne piruety. Rozpędziliśmy się do 40 km/h trzymamy tempo, aż „cwaniak” zniknął nam daleko za plecami. Taki tam trening wytrzymałościowy..
Przez Rekowo kierujemy się na Lipnicę, gdzie liczyliśmy na to, że uda nam się odbić jakoś w stonę do Skoszewa, gdzie była nasza baza. Nie było takowej drogi, dlatego dalej kierowaliśmy się dalej na południe kraju. Chojnice 58 km, Chojnice 30 km, Chojnice 26, Chojnice 19...
W końcu udało się odbić na Brusy. Przed samymi Brusami skręciliśmy w stronę Małych Chełmów. To był błąd. Okazało się, że po 6 kilometrach najpierw skończył się asfalt, zaczął się utwardzony szuter, po którym dało się całkiem nieźle jechać. Następnie pojawił się kawałek asfaltu, co było dla nas światełkiem w tunelu. Dalej już było coraz gorzej.. Postanowiliśmy mimo wszystko jechać dalej. Za daleko już zajechaliśmy by zawracać. Skończyło się na 3 upadkach bez jakiś większych konsekwencji. Kilka spojrzeń na mapy Google i udało nam się wyjechać z lasu na cudowny, gładki po prostu piękny asfalt prowadzący do Przymuszewa, skąd do domu mieliśmy już niecałe 8 kilometrów.
Tak się skończył pierwszy dzień naszych wojaży na Kaszubach.


Bytów wita Macieja i jego rowery :D © ArtMac

Niestety nie udało się podjechać.. © ArtMac


Dane wyjazdu:
103.00 km 0.00 km teren
03:27 h 29.86 km/h:
Maks. pr.:43.00 km/h
Temperatura:26.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Dawno jej nie było - setka .

Wtorek, 24 lipca 2012 · dodano: 25.07.2012 | Komentarze 0

Opis kiedyś tam.

Dane wyjazdu:
145.11 km 0.00 km teren
04:55 h 29.51 km/h:
Maks. pr.:49.00 km/h
Temperatura:25.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Lipce Reymontowskie

Niedziela, 8 lipca 2012 · dodano: 10.07.2012 | Komentarze 0



Dane wyjazdu:
124.00 km 0.00 km teren
03:59 h 31.13 km/h:
Maks. pr.:55.00 km/h
Temperatura:25.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Kręcimy kręcimy !

Sobota, 19 maja 2012 · dodano: 19.05.2012 | Komentarze 0

Dnia wczorajszego spontanicznie wpadłem na pomysł, aby zaproponować Maćkowi, wspólny wyjazd. Realizacja owego planu była tym lepsza, gdyż Maciej był w stanie dotrzeć do Pabianic samochodem. W planach mieliśmy zrobić moją standardową trasę, ale najważniejszym założeniem było to, by spotkać jakąś grupę kolarską.
Zaskoczeniem było to, że mój tata również postanowił zabrać się z nami.
Ruszyliśmy równo o 10:30.
Drogę z Sereczyna do Babich wykręciliśmy w niezłym tempie, głównie na szybkie zmiany, tak aby licznik ciągle wskazywał 36km/h .
Po wyjechaniu na tuszyńską zaczęły się schody, ponieważ zaczeliśmy jechać pod wiatr. Nie było warunków, aby odpoczać trochę po niezywkle dynamicznym tempie.
Tata ruszył z wysokiego C, dotrzymywałem mu koła, jednak szybko spostrzegłem, że Maciej został z tyłu. Myślałem, że pojawił się jakiś defekt. Zaczekałem na niego i ruszyliśmy w pogoń za kolarzem na stalowym Autorze :D
Udało się złapać go tuż za halami w Tuszynie. Przy światłach na Tuszynek Majoracki plany zostały zweryfikowane, gdyż:

a) Maciej nie był dzisiaj w formie.
b) miał problemy z tylnią przerzutką
c) nie spotkaliśmy dotychczas żadnej grupki, a to bylo naszym głównym celem.

Maciej 2-gi (czyli mój tata) zaproponował abyśmy pojechali do Smardzewic, tak aby odwieźć Maćka 1-wszego. To był dobry pomysł.
Skręciliśmy na światłach w Kruszowie na Wolbórz. Warunki idealne. Słoneczko przygrzewało do 25 stopni, jechaliśmy niby pod wiatr, ale nie było to praktycznie odczuwalne. Przez Biskupią Wolę, natępnie przez Baby, dotarliśmy do Wolborza. Tutaj mały remoncik.
Ostatnie 20 kilometrów, to głównie zjazdy i podjazdy. Na końcu trasy tuż za tamą w Smardzewicach. Pościgałem się z dwoma kolarzami. Przynajmniej taką miałem nadzieje, jednak żaden nie był skory ku temu,a szkoda. Była dzisiaj noga do kręcenia.
Średnia wynosiła po 62 km 29.76.
Po 2h odpoczynku i naładowaniu akumulatorów, batonami i krystalicznie czystą wodą (...) ruszyliśmy z tatą w drogę powrotną. Byłem ciekawy, czy się uda ukręcić coś więcej. Trasę obraliśmy taką samą.
Bilans powrotu: 62 km średnia 32.34.
Ogólnie na 124 km średnia wyszła nam 31.04.
Głównie dzięki mojemu tacie, który nadawał w większości drogi niesamowite tempo.
I nie warto zapominać o idealnych bezwietrzych warunach przez 3/4 trasy. Przed Pabianicami zaczęło już zdecydowanie mocniej wiać, ale nie wpłyneło to praktycznie na naszą jazdę.
"Kręcimy, kręcimy !" - senstecja dzisiejszego dnia, wypowiedziana przez dwóch kibicujących nam żulom :D

Dane wyjazdu:
128.00 km 2.00 km teren
05:40 h 22.59 km/h:
Maks. pr.:37.00 km/h
Temperatura:28.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

5/6 planu wykonane.

Sobota, 28 kwietnia 2012 · dodano: 28.04.2012 | Komentarze 0

Pomysł tej wyprawy narodził się na początku tygodnia. Mieliśmy jechać w trójkę, jednak jeden kolega niestety odpadł. Przestraszył się tego, że wyznaczona trasa miała być dla nas najdłuższym odcinkiem w życiu. Zwłaszcza, że nie mieliśmy jechać na rowerach szosowych (ja na crossie z mocnym defektem, Bartek na trekkingu, Kamil na góralu pamiętającym czasy naszej komunii świętej, wcale mu się nie dziwię, że nie pojechał. )
Mieliśmy wyruszyć o 9 rano, jednak fakt, że lubimy w weekend oboje trochę pospać, przesunął nasz start na 9:30.
Warunki prawie idealne, temperatura mogłaby być trochę mniejsza, bo już z rana słoneczko dawało POpalić.
Przez Piątkowisko kierowaliśmy się na Szadek. Po drodze mijąc mniejsze miejscowości takie jak: Wola Żytowska, Żytowice, Ludowinka,Chorzeszów, Wilamów, Julianów (tutaj trochę pobłądziliśmy, ale od czego się ma HTC + google maps )
Przed Julianowem jadąc około 2 km po strasznych wertepach, wyjechaliśmy na drogę wręcz idealną. Las, idealny asfalt, na dodatek z górki.
Czego chcieć więcej ? ? ?
Niestety nie był to za długi odcinek. Gdy tylko las się skończył zderzyliśmy się z północno-zachodnim wiatrem. Prędkość drastycznie spadła. Warunki te utrzymały się do samego Szadka, z którego odbiliśmy na Rossoczyce. Było to już 1/6 naszej trasy. Aaaaa właśnie w ogóle nie wspomniałem dokąd zmierzaliśmy. A więc naszym celem była Warta i znajudący się niedaleko zbiornik wodny Jeziorsko. Plan był taki aby dojechać do Warty, okrążyć zbiornik i wrócić do P-ce. Na oko około 155 km.
Wracając do relacji. Pierwszy postój zorganizowaliśmy przed samą Wartą. Drugi śniadanie (bułka, cukier, czyli batoniki + kefir, który się potem okazał przekleństwem)
W samej Warcie, Bartek chciał pojechać po jakieś odznaki PTTK, ale stanęło na tym, że podskoczymy po nie w drodze powrotnej. Skręciliśmy na Proboszewice, aby w Tądowie Górnym zrobić kolejny postój. Na liczniku było już około 65 kilometrów. Bartek od razu wskoczył do wody. Długo w niej nie posiedział, bo za ciepła nie była. Potem i tak żałował, bo wszelakie robaczki do niego lęgły jak nie wiem co :D
W momencie naszego wyjazdu podjechał do nas samochód. Byliśmy gotowi na wszystko, bo było to zadupie, więc ludziom od razu różne rzeczy do głowy w takiej sytuacji przychodzą.
Okazało się, że byli to Panowie, którzy kulturalnie, a może mniej, chcieli sobie powędkować. O dziwo byli również z Pabianic, wielce zdziwieni jak tu można było przyjechać rowerem. Też mi wyczyn, co nie ?
W miejscowości Rzymsko dopadł mnie kryzys, związany z wypiciem owego kefiru. Zrobiło mi się słabo, więc szybko otworzyłem ostatnią formę napoju jakiego miałem, czyli zwykła mineralną. Jednak była ona tak nagrzana od słońca, że aż niezdatna do picia. Skutki były jeszcze gorsze. 25 minutowy odpoczynek przy drodze, nie za bardzo mi pomógł, ale siedzieć jeszcze dłużej nie było sensu. Ruszyliśmy bardzo powoli. 80 km dopiero na liczniku, więc perspektywa raczej nie była za różowa. Wyjechaliśmy na most przy Jeziorsku. Chłodny, przyjemny wiatr ukoił trochę moje męki. Tempo nieco wzrosło.
Skręciliśmy na południe, aby kierować się ponownie w stronę Warty. Niestety trasa okazała się pod wiatr. Kręciło się bardzo ciężko. Postój w Popowie, aby zregenerować choć trochę siły i zapasy niewiele dał. Nadal kręciliśmy w przedziale 16-22 km/h.
W Glinnie poddałem się. Powiedziałem Bartkowi, że już nie dam rady dalej kręcić w takich warunkach. Dzwonię po transport do domu. Jednak nie było możliwości, aby ktoś po mnie przyjechał w tym momencie. Co tu robić .
Postanowiłem, że jeszcze raz spróbuję wsiąść na rower i pojechać ile będę jeszcze mógł. Najwyżej padnę. Udało się jeszcze dokręcić 25 km do samego Szadka, w którym poczekaliśmy już, aby ktoś mnie zgrarnął. Po 30 minutach siedziałem już w samochodzie.
Bartek jednak postanowił, że postara się dokręcić do samego końca trasę. Udało mu się, za co kłaniam się mu w pas. Wyszło mu 160 km, czyli trochę więcej niż zakładaliśmy.
Bilans wycieczki: mój cross nie obejdzie się jednak bez profesjonalnego serwisu. W środę mam nadzieję, że uda mi się go oddać. Potem wyjeżdżam pochodzić trochę po górach.
Jak wrócę atakujemy, a dokładniej okrążamy zalew Sulejowski.
Oczywiście jeśli rower będzie sprawy. Liczę na to !

WARTO WITAJ ! 1/6 trasy. © ArtMac


Bartek, bo utoniesz ! Wracaj ! 2/6 trasy. © ArtMac

Ja wskazujący blisko nieokreślony cel podróży. © ArtMac

Dobra turecka Wielkopolska ! © ArtMac

Ostatni rzut oka aparatu na Jeziorsko. © ArtMac
Kategoria 100-150km, Cross, Z Grupą


Dane wyjazdu:
110.00 km 0.00 km teren
03:37 h 30.41 km/h:
Maks. pr.:47.00 km/h
Temperatura:15.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Samotny trening

Sobota, 21 kwietnia 2012 · dodano: 26.04.2012 | Komentarze 0

Korzystając z weekendu postanowiłem sprawdzić formę za dłuższym dystansie. Jak cel obrałem sprawdzoną na mapie w internecie pętle. Była to nowa trasa której jeszcze nigdy nie jechałem. Po wyjeździe z Tomaszowa Mazowieckiego udałem się w stronę Inowłodza. Jechało mi się świetnie mały ruch samochodowy, wiatr też tak jakby "ustał". Na odcinku Inowłódz-Odżywół pozytywnie mnie zaskoczył bardzo dobrej jakości asfalt. W Nowym Mieście miał miejsce jedyny postój na trasie którego przyczyną było odczucie głodu. Miałem juz wtedy 60 km. Podczas postoju liczę średnią która ku mojemu zdziwieniu wynosiła ~32km/h. Dalsza droga nie była juz tak wyborna gdyż na asfalcie pojawiły się liczne wyboje przez co musiałem zmniejszyć tempo jazdy. Dojeżdzając do Rzeczycy mijał mnie na przeciwnym pasie ślub ;D.
Do domu wróciłem zadowolony z wyniku jaki osiągnąłem a mianowicie średniej ~30km/h na dystansie 100+ samemu.

Dane wyjazdu:
118.00 km 0.00 km teren
04:16 h 27.66 km/h:
Maks. pr.:42.00 km/h
Temperatura:18.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:431 m
Kalorie: kcal
Rower:

Koluszki witają .

Czwartek, 12 kwietnia 2012 · dodano: 12.04.2012 | Komentarze 0

Parę dni temu postanowiłem, że wyruszę dzisiaj na wyprawę, której rezultatem będzie przekroczenie po raz pierwszy w sezonie bariery 100 km . Podzieliłem się z moimi planami z Arturem, którego namawiałem na wspólną jazdę. Z początku był nieco sceptyczny co do wyjazdu. Spowodowane to było niekorzystnymi warunkami atmosferycznymi, a dokładniej rzecz biorąc chodziło o wiatr. Silny wiatr, który wiał z południa. W przed dzień wyjazdu została podjęta decyzja, że jedziemy razem.
Rano szybkie, ale solidne papu i o 10 40 ruszyłem .
Dojechanie zajęło mi niecałą godzinę. Pojawiłem się w miejscu zbiórki (Biskupia Wola) o 11:30. Jak się okazało musiałem trochę poczekać na moich współtowarzyszy. Dlaczego współtowarzyszy ? gdyż, ponieważ Artur namówił swojego tatę, który ma bardzo fajnie na imię (czyt. Maciek :p)
Dotarli parę minut po 12-stej. Walka z wiatrem trochę ich kosztowała.
Nie nudziłem się jednak za bardzo, czekając na nich. Na te 30 minut stałem się gadającym znakiem informacyjnym, pomagającym podróżującym trafić we właściwe miejsce. Mam pewność, że tak właśnie było, ponieważ tereny te mam w najmniejszym palcu.
Padło hasło: " Trzy głębokie wdechy i w drogę ! "
Ruszyliśmy z wysokiego JA, głównie dzięki dmuchającemu w plecy powietrzu. Jedyną przeszkodą stały się liczne TIR-y I tym podobne pojazdy, które przyznam się szczerze nie darze sympatią. Chyba nie mam ku temu nawet powodów ?
Kilometr za kilometrem, dokładnie 23 przejechaliśmy w bardzo dobrym tempie. Średnia podskoczyła nam z 27 do prawie 29. Co ma początku sezonu, może być całkiem dobrym prognostykiem. Do Koluszek dotarliśmy parę minut przed 13. Czekaliśmy jeszcze parę minut na przejeździe kolejowym ( w sumie było ich aż 5 podczas całej trasy !) aby zawitać w progach koluszkowskich dziur drogowych, które występowały w nieprzyzwoitych ilościach ! Sesja zdjęciowa pod zieloną tabliczką tuż za relacją z podróży :D Zatrzymaliśmy się przy kościele, a dokładnie parafii św. Katarzyny Aleksandryjskiej, o której po raz pierwszy szczerze powiedziawszy słyszę. Udało mi się owy kościołek uwiecznić również na zdjęciu. Po około 20 minutowym odpoczynku ruszyliśmy w trasę powrotną. Zahaczyliśmy jeszcze o sklep, aby uzupełnić braki w H2O. Tak jak przypuszczaliśmy jechało się bardzo ciężko nawet w miejscach, gdzie było z górki. 33 km/h to maksimum naszym możliwości. Oczywiście dawkowaliśmy siły, z myślą, że chcemy do domu dojechać o własnych siłach ..
W Rokocinach, straciliśmy jednego kompana podróży. Tata Artura zdecydował się wrócić inną trasą do domu. Był to całkiem rozsądny pomysł, bo reszta trasy do Biskupiej Woli była walką z samym sobą. Ilość podjazdów i otwarty teren, mógł być tylko polem popisu jednej postaci - wiatru. Udało się. Dojechaliśmy do BW, w której urządziliśmy sobie solidny odpoczynek.
Przed 15stą rozstaliśmy się i każdy pojechał w swoją drogę.

Rozkład kilometrów poszczególnych rowerzystów:

Ja tzn. Maciek - 118 km.
Artur - 112 km
Maciek tzn. tata Artura - 107 km.

Trasa: Smardzewice -> Swolszewice Małe -> Młoszów -> Wolbórz -> Świątniki -> Baby -> Biskupia Wola -> Kalska Wola -> Kalinów -> Będków -> Będków-Kolonia -> Łaznów -> Rokiciny -> Stefanów -> Nowe Chrusty -> Różyca -> Żakowice -> Koluszki.
Trasa powrótna tą samą drogą.

Dziękuję, dobranoc.

Oto on. Zielony znak . Biały mniej istotny :p © ArtMac


Kościół pod wezwaniem św. Katarzyny Aleksandryjskiej . © ArtMac


Miejscowy pleban handluje całkiem niezłym sprzętem :D © ArtMac


Dane wyjazdu:
91.00 km 0.00 km teren
03:22 h 27.03 km/h:
Maks. pr.:48.00 km/h
Temperatura:22.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Chcica silniejsza ode mnie

Piątek, 30 września 2011 · dodano: 30.09.2011 | Komentarze 0

Nie minął jeszcze tydzień od wypadku, a ja już wsiadłem na rower. Po prostu nie dałem rady wysiedzieć. Hmmm.. Zadecydowały głównie dwa czynniki, by wsiaść na kolarzówkę i kręcić dalej. A mianowicie: wyśmienita pogoda,(coś za wcześnie na babie lato :p ) chęć zobaczenia jaką maszynę zakupił sobie Maciej. Miałem jechać powoli i ostrożnie. Dobre warunki niestety mi na to nie pozwoliły :p Do miejsca spotkania miałem około 24 km. Pojawiłem się tam ze średnia 30.5, co stanowi całkiem przyzwoity wynik :D Już z daleko można było zauważyć te nowe cudo. Z bliska to już inny świat. Rowerek jak marzenie ;] Nie przepadam za Trekiem, ale jednak seria Madone robi niesamowite wrażenie! :) Pokręciliśmy się około 35 km po okolicy. Oczywiście szczęśliwy posiadacz Treka, dał mi się na nim przejchać. Rzeczywiście carbon zdecydowanie lepiej radzi sobie na naszych dziurawych drogach, niż aluminium. i to jest jego duży +. Solidość i lekkość. Co więcej można chcieć od ramy? Przy pięknym dworku z 1773 roku, omówiliśmy i podsumowaliśmy ten sezon: nie było tak źle, ale mogłoby być dużo lepiej ;) Może trochę jeszcze dokecę śrubę, żeby mieć jakiś równy dystansik w sezonie. Kto wie..

Dane wyjazdu:
120.00 km 0.00 km teren
04:06 h 29.27 km/h:
Maks. pr.:52.00 km/h
Temperatura:21.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Jednak kręcę dalej

Czwartek, 29 września 2011 · dodano: 29.09.2011 | Komentarze 0

Testy trwają dalej + jazda z Arturem.