Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Artmac z miasteczka Pabianice . Mam przejechane 20631.98 kilometrów w tym 477.85 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 28.56 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

2015

button stats bikestats.pl

2014

button stats bikestats.pl

2013

button stats bikestats.pl

2012

button stats bikestats.pl

2011

button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Artmac.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2013

Dystans całkowity:554.00 km (w terenie 12.00 km; 2.17%)
Czas w ruchu:20:06
Średnia prędkość:27.56 km/h
Maksymalna prędkość:56.00 km/h
Maks. tętno maksymalne:180 (90 %)
Maks. tętno średnie:166 (83 %)
Suma kalorii:6173 kcal
Liczba aktywności:10
Średnio na aktywność:55.40 km i 2h 00m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
46.00 km 0.00 km teren
01:52 h 24.64 km/h:
Maks. pr.:37.00 km/h
Temperatura:13.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

BURZA !

Czwartek, 30 maja 2013 · dodano: 02.06.2013 | Komentarze 0

O 15 miałem pojechać na krótką przejażdżkę z koleżanką. Nie wyszło, przestraszyła się niepewnej pogody. Jak się potem okazało wyszła na tym na dobre.

Mnie jednak coś podkusiło, żeby gdzieś się pokręcić i tak ruszyłem w stronę Kudrowic. Jeżdżąc po okolicy wyjechałem na drogi polne, gdzie koła zapadały się w bagnie. Tak po ostatnich deszczach wygląda gleba :O Równie szybko jak tam wjechałem, równie szybko zawróciłem. W Piątkowisku odbiłem jeszcze na Petrykozy, skąd miałem zawrócić już do domu. Jednak jechało się tak dobrze, iż przeciąłem drogę wpław i ruszyłem w stronę Konina. Nie wiem jakim cudem, ale jadąc tą drogą wylądowałem w Lutomiersku. Wszystko nawet byłoby cacy, gdyby nie te czarne chmury, zbliżające się od Pabianic. Mimo wiejącego coraz mocniej wiatru podkręciłem nieznacznie tempo. W Mikołajewicach słuchając głośno COMY dochodziły do moich uszu pierwsze coraz głośniejsze wyładowania. Deszcz dopadł mnie równo przy znaku na Janowice. Cóż za szczęście, że koło skrzyżowania stoi solidnie zrobiony przystanek. ZBAWIENIE. "Teraz tylko poczekać 15-20 minut i dalej w drogę" Po 5 minutach pojawiło się małżeństwo całkowicie przemoknięte. Po 15 minutach zaczęło się uspokajać. Po 20 minutach wiatr zaczął zrywać pomniejsze gałęzie i łomotać deszczem o blaszany dach naszego schronienia. Po 30 minutach kolejny, krótki "odpoczynek" od potężnych wyładowań i deszczu. Ale zaraz od nowa. Zrobiło się 45 minut czekania. Nagle zatrzymuje się jakiś samochód i kierowca proponuje, że nasz podwiezie. Para moich współtowarzysz od razu odmówiła. Ja się trochę wahałem, ale również zrezygnowałem. W sumie nie wiem dlaczego, następnym razem tego już na pewno nie zrobię. Po 1:15h siedzenia na przystanku. Ruszyłem w te ostatnie 10 km, które dzieliły mnie od ciepłego domku. Można powiedzieć, że zapewne optymista, znalazłby w takiej sytuacji jakiś pozytyw. A choćby taki, że został pobity rekord w siedzeniu i czekaniu na przystanku. Jednak mnie to się zupełnie nie podobało. Temperatura spadła z 21 stopni do zaledwie 13. Padający, deszcz i zimne powietrze strasznie wybijały mnie z rytmu. Starałem się omijać największe kałuże, ale po 5 minutach stwierdziłem, że to nie ma sensu. I tak jestem już cały mokry. Do domu przyjechałem z latającą szczęką :<

Czosnek i gorąca herbata + łóżko to jedyna rzecz o której marzyłem gdy zsiadłem z roweru. Czosnek oczywiście profilaktycznie, przecież nie dlatego, że go lubię ;)

Gdzieś tam w oddali świeci słońce ^^ © ArtMac


Piekło ? © ArtMac
Kategoria Cross, Do 50km


Dane wyjazdu:
48.00 km 0.00 km teren
01:29 h 32.36 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:18.0
HR max:180 ( 90%)
HR avg:166 ( 83%)
Podjazdy: m
Kalorie: 1042 kcal

Powrót

Środa, 29 maja 2013 · dodano: 29.05.2013 | Komentarze 0

Wczoraj wróciłem ze Szklarskiej Poręby, gdzie moje łydki i wszelakie inne mięśnie wchodzące w skład ogólnie mówiąc nóg, miały przed 3 dni ostry trening. Myślałem, że po powrocie będę musiał odchorować, gdyż warunki z temperaturą i opadami na czele dały nam ostro w kość. Jednak nic z tych rzeczy.

Korzystając w końcu z pięknego, bo słonecznego i bez DESZCZU dnia ruszyłem w stronę Łasku. Jechało się średnio, nogi jakieś ciężkie. Myślałem, że to z winny wiatru, który mi przeszkadzał w rozkręceniu się. W Łasku złapałem jakiegoś kuriera na crossie, który solidnie trzymał mi się na oponie przez około 3km. Potem, nie wiem, czy go urwałem, czy gdzieś skręcił z paczką, którą wiózł.

Odbiłem na Wodzierady. Dojechawszy do Chorzeszowa skręcam na Pabianice, gdzie spotykam chłopaka na ładnym Focusie. Strasznie szybko kręcił. Powodem był mały peleton składający się 3 z oldboyów, którzy go gonili. Kilkaset metrów kolejna, większa grupa. Trochę oldboyów, trochę ludzi młodszych. I tak mijam z 2-3 grupy. Na końcu kilka starszych Panów próbujących złapać resztę. Jadąc już przez Petrykozy spotkałem kilku kolarzy. Nie wiem, czy oni również należeli do tego peletonu i nie dali rady, czy po prostu nie zdążyli się załapać na czas. Trochę żal, że nie wyjechałem trochę później i w przeciwną stronę. Może sam bym trochę się pościągał ? Ale znając życie musiałbym siedzieć na kole, by się utrzymać :P

+ o dziwo pulsometr działał dobrze całą trasę.
Kategoria Do 50km, Kolarzówka


Dane wyjazdu:
63.00 km 0.00 km teren
02:02 h 30.98 km/h:
Maks. pr.:44.00 km/h
Temperatura:26.0
HR max:174 ( 87%)
HR avg:155 ( 77%)
Podjazdy: m
Kalorie: 1158 kcal

z / pod wiatr.

Niedziela, 19 maja 2013 · dodano: 19.05.2013 | Komentarze 0

Miałem parę dni nie jeździć na rowerze po ostatnich przygodach. Jednakże zaryzykowałem i zaraz po Cafe Futbol ruszyłem w stronę Chorzeszowa, w którym odbiłem na Łask. Przed przejazdem kolejowym nawrót i jazda aż do Mikołajewic. W Alfonsowie dogoniłem jakiegoś kolarza. Ruszył ostro za mną, ale go po kilometrze urwałem. Sam ledwo przy tym dysząc :p Po wyjechaniu na Janowice już spokojnie, aż do samego domu.

Północ-zachód z wiatrem. Południe-wschód mocno pod wiatr.

+
wyniki z pulsometru lekko stronnicze, gdyż mi szwankuje cały czas. Dzisiaj było trochę lepiej, ani razu nie zgubił sygnały by wskazać 0. Jednak potrafił z 168 spaść po paru sekundach do 114. WTF ?? Jednak muszę odezwać się do SIGMY z pytaniem co się dzieje ://
Kategoria 50-100km, Kolarzówka


Dane wyjazdu:
66.00 km 4.00 km teren
02:53 h 22.89 km/h:
Maks. pr.:47.00 km/h
Temperatura:30.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

FATUM

Piątek, 17 maja 2013 · dodano: 18.05.2013 | Komentarze 0

Dzisiejszy dzień na pewno na długo zapadnie mi w pamięci. To jeden z tych które najchętniej by się wymazało z pamięci. Tak, tak brzmi dramatycznie. Było ciężko, nawet bardzo, ale RERE KUMKUM :P :D

Zacznijmy od początku. Wczoraj wieczorem wpadłem na pomysł tak na spontanie i pod wpływem Barmańskiej, że dnia dzisiejszego zrobię solidną trasę. Podobną jak we wtorek, również na crossie. ALE. Tym razem nie chciało mi się jechać samemu. Telefon do Cyca, czy nie pojedzie ze mną. Długo namawiać go nie musiałem, mimo tego, że W-F nie odrobi się samemu. Refleksja: Bartku trzeba było jednak pojechać do tej zasranej Łodzi ;)

ALE. Od jutro mają podobno zacząć się ponownie opady deszczu + burze, także trzeba było wykorzystać ten rzekomo ostatni dzień słońca. ALE. Było nawet go za dużo, prażyło strasznie. Nie sądziłem, że to kiedykolwiek napisze, ale cieszę się, że był tak duży wiatr, który sprawiał, iż tego słońca w ogóle się nie czuło (licznik pokazywał maksymalnie 38 stopni w słońcu)

Umówiliśmy się o 10 na strzelnicy. Jednak o 9 telefon : „Sorry Artur, ja nie jadę, gdyż mi się rozjebała maszynka do łańcucha i nie mam jak go skręcić ” Ja na to: „Spoko stary, przywiozę Ci swoją i pojedziemy” Tak też się stało. ALE. To był pierwszy sygnał by siedzieć w domu i nawet głowy nie wychylać przez okno. Pomęczyliśmy się trochę z tym, tak więc start przesunął się o godzinę. Szybko wydostaliśmy się z Pabianic i zaczęły się schody. W Chechle od razu boczny wiatr nas strasznie spowolnił. Po odbiciu na Dobroń mieliśmy już wiatr centralnie w twarz. Aha, zapomniałem napisać co w ogóle było naszym celem, a więc chcieliśmy „zdobyć” lotnisko w Łasku. A nuż udałoby się zobaczyć jak startują F16. Krótki postój na uzupełnienie płynów w Ldzaniu i szybko w stronę Gucina. Przecinamy go i wpadamy na przepiękne asfalty otoczone lasem. Coś cudnego. Jedziemy, jedziemy, a lotniska brak. Jednak szkoda było zawracać, tak dobrze się jechało. Ach ! aż od razu cieplej robi się na sercu. I to by było na tyle pozytywnych newsów na dzisiaj. Gdy zaczęliśmy zawracać , szybki rzut na pulsometr w celu skontrolowania wyników. I co ? I dupa, znowu puls 0. ZGON, siekiera motyka, baba goła, Marian Paździoch to pierdoła, siekiera motyka bum cyk cyk, Marian Paździoch stary pryk – sorry czasy gimnazjum mi się przypomniały ;) Tak na poważnie, to nie wiem, co się dzieje z pulsometrem…

Po wyjechaniu na drogę Łask- Wadlew- Piotrków Trybunalski kierujemy się na tą ostatnią miejscowość. ALE ze względu na duży i ciężki ruch czyt. TIRY odbiliśmy na miejscowość o szlachetnej nazwie Psia Górka. Rewelacyjna nazwa, ot co. W momencie skończenia się asfaltu na drogę żwirową siodełko wygięło mi się do tyłu, tak jakby śruba mocująca miała zaraz wylecieć. Szybko chcieliśmy to skorygować i ruszyć dalej. Zatrzymaliśmy się co prawda w cieniu, ale niestety przy jakimś bajorku, gdzie co chwila było słychać REKE KUMKUM REKE KUMKUM. Byłoby całkiem przyjemnie ALE gdyby nie te komary. Z każdą minutą zlatywało się ich coraz więcej. Przewiduję istną PLAGĘ w tym roku. Jakże wielkie było nasze zdziwienie, gdy pociągnąłem siodełko lekko to góry, by sprawdzić co się z nim stało. Okazało się, iż pękła stalowa, centymetrowa sztyca. Jakim cudem to się stało ?? Nie mam zielonego pojęcia do tej pory. Rozkręcenie amortyzatora w sztycy nic nie dało, więc wcisnąłem je z powrotem na swoje miejsce i uciekliśmy od naszych KREWnych przyjaciół. Od tego momentu czułem się jak na jakieś kolejce. Na prawo na lewo w górę i w dół, do przodu do tyłu w górę i w dół ! I tak dojechaliśmy do sklepu spożywczego w Pawlikowicach, gdzie zatrzymaliśmy się na zasłużone piwo. ALE. Pani sprzedawczyni była tak uprzejma aby ostrzec nas, iż już jednych delikwentów policja uraczyła soczystym mandatem. Nie rozumiem dlaczego, skoro to teren prywatny. BA ! Jest parasol, blacik i krzesełka, to jakże się nie napić piwka??? W konsternacji po kryjomu, znając nasze dzisiejsze szczęście, oczekiwałem kiedy tylko wyskoczą nam z nienacka dwa niebieskie pelikany (dla wtajemniczonych wiadomo o co chodzi :P) ALE. Tylko raz przejechała suka, ale równie szybko co się pojawiła, piwa zniknęły w krzakach. Czekały na lepszy czas.. Powegetowaliśmy sobie jeszcze trochę, by następnie ruszyć do Róży. Trasa wybrana tak by podjechać pod mój dom w celu zaopatrzenia się w odpowiednią ilość gotówki, tak by starczyło na kolejne dwa piwka. Naprawdę było gorąco ! Niestety tuż za Hermanowem, wyjechał nam dostawczak, który w pewnym momencie, delikatnie mówiąc nie jechał swoim pasem ruchu. Potem wszystko się zbyt szybko potoczyło. Wiem, tylko, że co prawda dostawczak nas minął, ale zjechaliśmy się tak blisko siebie, że niefortunnie zahaczyliśmy manetkami o siebie. Mnie udało się jakoś utrzymać równowagę jednak Cycu grzmotnął w glebę. Krew z nogi, pikuś, guz na twarzy pikuś, ramię pieczące pikuś, zdarta skóra na przedramieniu również pikuś. Strasznie bolący nadgarstek to już sprawa poważna. Zwichnięta, złamana, naderwane mięśnie ??? „Dobrze, że to chociaż lewa” Oczywiście nie trzeba pisać, że już nikt na piwo nie miał ochoty.. Odwiozłem tylko Bartka pod jego dom i ze strachem, wolno po chodnikach, by nie kusić już dzisiaj losu, wróciłem do domu w jednym kawałku.

P.S. Zapomniałem o jednej ważnej stracie. Otóż w 4h po pełnym naładowaniu baterii w niewyjaśnionych okolicznościach padł mi mój HTC Desire S. Męczyłem się dobrą godzinę w domu, by go uruchomić. Udało się dopiero przez wejście do Recovery i grzebanie w biosie.

Udało mi się nawet znaleźć, jedno, ale jakże odpowiednie słowo oddające stan rzecz. Brzmi ono: MASAKRA.

Dziękuję dobranoc.
Daję sobie kilka dni odpoczynku od roweru. Tak na wszelki wypadek.
Konsekwencje piątkowej wyprawy :D © ArtMac
Kategoria 50-100km, Cross, Z Grupą


Dane wyjazdu:
54.00 km 0.00 km teren
01:52 h 28.93 km/h:
Maks. pr.:43.00 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Szukanie nowych szlaków.

Środa, 15 maja 2013 · dodano: 15.05.2013 | Komentarze 0

Po wczorajszej setce nie chciałem za specjalnie się przeciążać, gdyż jeszcze czuję Achillesy i łydki. Pojechałem sprawdzić parę dróg między Piątkowiskiem, a Chorzeszowem:

1. Włodzimierz, asfalt bardzo fajny, ale po 1,5km droga zamienia się w szutry.
2. Skręt w lewo tuż za kościołem w Mikołajewicach. Chwila asfaltu i cmentarz, dalej piach
3. W Lutomiersku szukałem jakieś alternatywnej drogi, aby nie wracać tą samą trasą jaką przyjechałem (Mikołajewice-Lutomiersk) Udało się wyjechać w połowie tej drogi, więc jakieś kółeczko wchodzi w grę.

Powrót pod wiatr. Na wiadukcie w Piątkowisku już ledwo, ledwo..

+ pulsometr znowu nie działa. Zaczynam podejrzewać, że to wina niedzielnej wizyty na basenie. Zapewniano mnie, że można w nim pływać, a nawet nurkować. Mam nadzieję, że obejdzie się bez serwisu...
Kategoria 50-100km, Kolarzówka


Dane wyjazdu:
101.00 km 8.00 km teren
04:01 h 25.15 km/h:
Maks. pr.:35.00 km/h
Temperatura:22.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Setkę poproszę.

Wtorek, 14 maja 2013 · dodano: 14.05.2013 | Komentarze 1

Po 3 dniach, w których najczęstszym widokiem za oknem był padający dzień, no może poza poniedziałkiem który był tylko zimny, postanowiłem się w końcu wybrać na rower. Bo przecież 3 dni nie jeżdżenia na rowerze to czas stracony, co nie ???

Akurat gdy nie było zachęcających warunków do kręcenia, postanowiłem spiąć się w sobie i zrobić w końcu serwis cross’a po zimie. Udało się , choć i tak leń mnie trochę przerósł, ale co tam.

TaK więc wyruszyłem po 11, mimo tego, iż zaplanowałem sobie wczoraj, że zacznę już godzinę wcześniej, bywa. Od samego początku problemy. A to z pulsometrem, który się załączał i wyłączał co chwila. Kilka razy próbowałem poprawiać opaskę, ale nic to nie dawało, więc go po prostu wyłączyłem. A to z sport tracerem, który nie chciał mi złapać fixa. Próbowałem na wszystkie możliwe sposoby, ale nic, dupa, na dodatek zbita … Ruszyłem w stronę Łasku, gdzie po drodze pomachałem, żeby być poprawnym politycznie, powiem Pani lekkich obyczajów, która zawsze w tygodniu pracuje na tej trasie. W weekend jakoś jej nigdy nie miałem przyjemności spotkać. Może ma etat ? 8-16 i fruu do domu, kto wie :P Jeśli to czytasz i jesteś zainteresowany, to powianiem upomnieć się o jakiś procent za zrobienie jej reklamy :P

W Dobrniu odbiłem na Ldzań, przypomniało mi się, iż Bubus zachwalał, te wspaniałe asfalty za mostkiem, więc pojechałem to zweryfikować. I rzeczywiście asfalt był i to całkiem niezły ;) WOW Jeszcze rok temu spory odcinek był jeszcze drogą żwirową. Szkoda tylko, że droga do Ldzania jest baaardzo kiepska. Powód wiadomy, S8 .. W szybkim tempie dojechałem do Gucina, w którym odbiłem w stronę Piotrkowa Trybunalskiego. Te około 30km kręciło się z iście nieziemską przyjemnością. Słoneczko, wiatr w plecy, asfalt równy jak dupcia niemowlęcia i przede wszystkim mały ruch. Po drodze podziwiałem jak nasi dzielni piloci fruwają swoimi F16. Odgłosy robią wrażenie, nie powiem.

Za Grabicą odbiłem do Woli Kamockiej, gdzie pokręciłem się trochę po okolicy. Boczne uliczki jeszcze równiejsze niż na wcześniejszej drodze. Taka refleksja, że im bliżej Bełchatowa, tym stan nawierzchni rośnie. Chyba się nie mylę za bardzo. Niestety sam odcinek od Woli aż do Głuchowa bardzo licha. Nie dość, że przeogromna ilość dziur to jeszcze sporo podjazdów. Nigdy ich aż tyle nie było. Chyba zima zrobiła swoje. Po dojechaniu na drogę E75 dojechałem do Kruszowa, gdzie stałem dobre bite 10 minut na światłach, aż lekko zmarzłem, mimo że stałem obok nagrzanego TIRA. Odcinek ciężki po cały czas pod górę i pod wiatr. Trochę się namęczyłem zanim dojechałem do Małych Górek. Tutaj zweryfikowałem swoją drogę i pojechałem drogą, którą jeszcze nigdy nie jechałem. Oczywiście był to błąd, gdyż asfalt szybko się skończył, zaczęła się polna, ale całkiem nieźle utwardzona droga, by następnie zamienić się w solidny piach i błoto. Zawracać mi się nie chciało, więc krótki odcinek przeszedłem na nogach. Dalej już było trochę lepiej. Zastanawiałem się tylko gdzie wyjadę. Okazało się, że wylądowałem całkiem nieźle, tuż prawie przy cmentarzu w Tuszynie. Akurat był pogrzeb. Wielki pochód Cyganów maszerował w smutku żegnając zapewne ich króla, czy jak tam się zwie ich Guru. Chciałem się zatrzymać i porobić parę fotek, ale pal licho co trzymali pod marynarkami. Może i sam niedługo ktoś by maszerował na moim pogrzebie ?? Nie żebym miał coś przeciwko nacji romskiej. Wolność ziomku w swoim domku. W tym przypadku na taborze. Rzecz jasna :P

Wylądowałem w Zofiówce, gdzie zazwyczaj robię małe zakupy. Tak też się stało i tym razem. Prince polo jeszcze nigdy mi tak nie smakowało jak dzisiaj :P Rewelacja. Obawiałem się, że w lasku rydzyńskim będzie sporo błota i kałuż, ale nic takiego nie miało miejsce. Jedynie kryzys mnie złapał. O tyle ile nogi jeszcze miały siły do całkiem niezłego kręcenia. O tyle głowa już mi marudziła, że powinienem być już w domu. Udało się przejechać przez Rydzyny bez dziesiątek TIRÓW załadowanych tonami piachu. Co w zeszłym roku nie było na porządku dziennym. W Pawlikowicach jeszcze mocniej przycisnąłem na pedały, by szybciej być w domciu. I to by było na tyle.

Pierwsza setka w tym sezonie za mną ;)
Kategoria Cross, 100-150km


Dane wyjazdu:
20.00 km 0.00 km teren
00:41 h 29.27 km/h:
Maks. pr.:42.00 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

+

Piątek, 10 maja 2013 · dodano: 10.05.2013 | Komentarze 0

Takie tam po okolicy. Na rozruszanie starych kości. Ciężko coś się kręci..
Kategoria Do 50km, Kolarzówka


Dane wyjazdu:
57.00 km 0.00 km teren
01:54 h 30.00 km/h:
Maks. pr.:44.00 km/h
Temperatura:23.0
HR max:177 ( 88%)
HR avg:155 ( 77%)
Podjazdy: m
Kalorie: 1479 kcal

Lutomiersk .

Środa, 8 maja 2013 · dodano: 08.05.2013 | Komentarze 0

Miało być dzisiaj trochę dłużej, ale jakoś nie wyszło. Najpierw na Łask w którym odbiłem na Chorzeszów. W połowie drogi złapałem jakiegoś chłopaka na szosie, dojechaliśmy ze zmianami do Wodzierad, po czym ja odbiłem na Mikołajewice, a on Kwiatkowice. Zaczęły się lekkie schody, bo jazda prosto pod wiatr. Odcinek do Lutomierska szybszym tempem. Na miejscu skręciłem w okropną ulicę, gdzie dziury prześcigały się w tym która jest większa i głębsza. Coś wspaniałego. W Świątnikach łapie mnie już kryzys, także prędkość drastycznie spadła. Myślałem, że podjazdy w Górce Pabianickiej i późniejszy wiadukt to będzie dla mnie katorga, ale nie było wcale, aż tak źle :) Powoli wraca forma.
Kategoria 50-100km, Kolarzówka


Dane wyjazdu:
41.00 km 0.00 km teren
01:23 h 29.64 km/h:
Maks. pr.:49.00 km/h
Temperatura:20.0
HR max:178 ( 89%)
HR avg:157 ( 78%)
Podjazdy: m
Kalorie: 1052 kcal

Zdąrzyć przed buuurzą.

Wtorek, 7 maja 2013 · dodano: 07.05.2013 | Komentarze 0

Wyjechałem przed 18-stą. Miałem dojechać tylko do Chorzeszowa i zawrócić. Jednak w Petrykozach zaczął mnie gonić Pan Darek. Złapał mnie przed Wolą Żytowską i razem w mocnym tempie dokręciliśmy do Chorzeszowa. Średnia 32.16 ! Jak na 4 raz na rowerze, to nie jest źle. Postanowiłem, że jeszcze dojadę z nim do Wodzierad i odbiję sobie na Mikołajewice. Tak też zrobiłem. Powrót bardzo lichy. Końcówka trochę mocniejsza, gdyż na horyzoncie zaczęły się pojawiać ciemne chmury :P

+ jutro może coś dłuższego.

Dane wyjazdu:
58.00 km 0.00 km teren
01:59 h 29.24 km/h:
Maks. pr.:56.00 km/h
Temperatura:19.0
HR max:174 ( 87%)
HR avg:151 ( 75%)
Podjazdy: m
Kalorie: 1442 kcal

Sentymentalnie.

Poniedziałek, 6 maja 2013 · dodano: 06.05.2013 | Komentarze 0

Po powrocie z Tatry dochodziłem do siebie dwa dni. Nie trzeba było wstawać o przed 8, to spałem do 11, ogólnie rzecz biorąc złapał mnie LEŃ.
Ale dzisiaj w końcu zebrałem się by coś niecoś pokręcić. Postanowiłem wykręcić moją starą petlę, której nie robiłem już grubo z półtora roku. Wszystko przez budowę odcinka drogi ekspresowej S8. Początek bardzo obiecujący. Mocne tempo przez miasto. Niestety po wyjechaniu z Pabianic, wiatr prostu w ryj. Strasznie przeszkadzał. Ledwo co dokręciłem do Babich. Spotkała mnie tam niemiła niespodzianka. Droga, która zawsze była przejezdna, tym razem była zalana + na końcu żwir, kamyki i Bóg wie co jeszcze.
"Suuuper, dalej pewnie będzie jeszcze lepiej"
Po wyjechaniu na katowicką moim oczom ukazała się "wspaniała" konstrukcja wiaduktu. Albo się zbytnie czepiam, ale od dwóch miesięcy, kiedy tam ostatnio byłem, robota w ogóle nie poszła do przodu. Panowie budowlańcy stoją i popijają ciepłą coca-colę. POLSKA !
Na zwężeniu drogi bardzo ostrożnie, by na jej końcu zacząć trochę przyspieszać. Do Tuszynka Majorackiego dojeżdżam w szybkim tempie. By w Małych Górach rozkręcić się na całego. Wiatr idealnie w plecy, także do Dłutowa dojeżdżam nie schodząc z 40 km/h. Na duży plus zasługuje fakt, że droga została wyremontowana i aż przyjemnie się kręcić. Reszta trasy od Mierzączki Dużej już spokojniej, bo sił coraz mniej. Do domu dojeżdżam w flach kurzu od ogromnych Tirów wiozących piach na budowę S8 przy Róży. BOSKIE uczucie.
Kategoria 50-100km, Kolarzówka