Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Artmac z miasteczka Pabianice . Mam przejechane 20631.98 kilometrów w tym 477.85 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 28.56 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

2015

button stats bikestats.pl

2014

button stats bikestats.pl

2013

button stats bikestats.pl

2012

button stats bikestats.pl

2011

button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Artmac.bikestats.pl
Dane wyjazdu:
158.46 km 0.00 km teren
05:28 h 28.99 km/h:
Maks. pr.:72.00 km/h
Temperatura:27.0
HR max:166 ( 83%)
HR avg:139 ( 69%)
Podjazdy: m
Kalorie: 3322 kcal

Życiówka Macieja, czyli Góra Kamieńsk w końcu zdobyta!

Czwartek, 18 lipca 2013 · dodano: 18.07.2013 | Komentarze 0

Już wczoraj wieczorem wahaliśmy się co do planów na dzisiejszy dzień.Czy wybrać dzisiaj ustawkę pabianicką, czy też może wybrać się w stronę Bełchatowa ???

Wybraliśmy drugą opcję, gdyż noga po wczorajszej jeździe nie była za mocna. Jedno zastrzeżenie co do trasy – jak najmniejszy ruch.
Niestety nie dało się ominąć za bardzo drogi na Dłutów, ale miło wspominamy ten odcinek. Naliczyłem tylko 16 mijających nas samochodów. W ww. miejscowości odbijamy na Jutroszew, gdzie najchętniej by się zostało. Żadnego samochodu, asfalt rewelacyjny. Dalej niestety nie było już tak dobrze. Od momentu wjechania poza powiat łódzki-wschodni jakość nawierzchni zdecydowanie się pogorszył. Odcinek Gutów Mały i Gutów Duży nadaje się tylko do pozostawienia nad nim zmory milczenia. Polecono nam, abyśmy odwiedzili miejscowość Mzurki, ale również szału nie było. Asfalt równie kiepski jak na odcinku, który parę chwil wcześniej zostawiliśmy za plecami. Szybko przejeżdżamy tę wioseczkę i dojeżdżamy do rozwidlenia dróg Piotrków-Bełchatów.

I w tym momencie zaczynam namawiać Macieja do pomysłu odwiedzenia i znalezienia w końcu drogi na najwyższy punkt położony w naszym województwie. Jakby ktoś nie wiedział mowa tu o Górze Kamieńsk.

Ruszamy. Weryfikujemy od razu trochę tempo, gdyż obecnym tempem raczej byśmy nie dojechali na miejsce. Tak więc po 40km z średnią 31 zaczynamy jechać do Bełchatowa, do którego wpadamy parę minut po dwunastej. Tempo od razu spada, gdyż mając w pamięci trasę sprzed dwóch lat, kiedy kierowcy bardzo nieżyczliwie zachowują się wobec rowerzystów nawet szosowy zajmujących ich ukochaną drogę. „W końcu macie drogą rowerową zrobioną, pajace” – pamiętam to jak do dzisiaj. Gdyby chodziło tylko o takie gęganie, to byśmy to olali, ale trąbienie po pewnym czasie zaczyna wkurwiać. Średnia więc spada do 30km, czyli i tak nie jest źle.
Skręcamy na Kamieńsk i zaczynają się powoli schody. Najpierw dojeżdżamy do owej miejscowości. Po czym stwierdzam, że na pewno za daleko pojechaliśmy. Odpalam gdzieś na poboczu "internety", ale po EDGU strasznie topornie szło serfowanie :/ Po 10 minutach znajduję na jakimś forum, że podjazd zaczyna się w miejscowości Piaski. Odpalam nawigację od Google i jedziemy w wyznaczonym kierunku.
I co ?
Oczywiście nie dojechaliśmy na miejsce, a więc pozostaje dowiedzieć się czegoś od miejscowych. Pierwszy jegomość, ogrodnik, stwierdza, że powinniśmy zawrócić dwa kilometry i odbić pod wyciąg. Po dojechaniu na miejsce oczywiście podjazdu nigdzie nie ma. Jest za to wyciąg i ładna restauracja. Wchodzimy, szykują już dla nas kartę dań, a tu ZONK.
„Wie Pani może gdzie jest ASFALTOWY podjazd pod tę górkę za oknem, bo mamy już prawie 100 km w nogach i nie mamy już za dużo sił żeby kręcić tak w kółko??”

Młoda Pani z konsternacją na twarzy odpowiada „ Nie ma takiego podjazdu. Musicie Panowie u nas wypożyczyć rower downhillowy podjechać wyciągiem i zjechać sobie na dół. Innej możliwości nie ma”
Popukałem się w głowę i mimo wszystko grzecznie się pożegnaliśmy. Smutno na pewno było karcie dań, która tak ochoczo chciała znaleźć się w naszych dłoniach ^^ Podejmuję ostatnią próbę znalezienia czegoś konkretnego w Internetach i co?? BINGO !
Jedziemy w stronę Kleszczowa gdzieś w połowie są owe Piaski. Ruszamy mimo wszystko z mieszanymi odczuciami, ale niepotrzebnie, trafiliśmy. Niestety sklepu nigdzie po drodze nie było, więc wjeżdżamy na pustym baku. Pierwsze dwa odcinki do góry to istna masakra. Od razu pojawiają się myśli, „zawróć, daruj sobie, nie dasz rady” Decydujemy się jechać dalej, akurat mija nas Tir, jadący odpowiednim tempem dlatego się podczepiamy. Jakoś idzie do przodu. Podjeżdżam na szczyt pierwszy, czekam na Macieja, aby cyknął mi jakąś ładną fotkę.
I w dół.
Nie chcieliśmy skończyć jak niektórzy kolarze, którzy połamali na tym zjeździe nie jadą cześć swojego ciała, dlatego zjazd spokojny. Bez rozpędzania się. Na dole mamy przejechane równo 100km. Powrót pod wiatr, ale nawet o nim nie myśleliśmy. W głowie siedział nam tylko jakże piękne dwa słowa: SKLEP SPOŻYWCZY i znajdujący się w nim jakieś izotoniki, energetyki coś w tym stylu. Pierwszy znaleźliśmy dopiero prawie przy Bełchatowie. Produktów jakże nam teraz potrzebnych rzecz jasna nie było. Skończyło się na 2l coli, odlewamy do bidonów ile się tylko da reszta szybciutko dopita. Szkoda, że była ciepła. Trudno zaopatrzyć się w sklepie w lodówkę. Prawda?? I dalej w drogę. Coraz wolniej, gdyż sił nam już sporo ubyło..
Pierwsze myśli: dojechać do Wadlewa. Na rondzie wyłapujemy kolejny sklep, ale szybko z niego wychodzimy. „PowerRade poproszę!” miła odpowiedź: „Nie ma. Od razu mówię, że nie posiadamy tego typu napojów” Maciejowi puszczają nerwy i rzuca się na Panią nas obsługującą z słowami na ustach: „Giń szmato” Oczywiście tak zrobił w myślach gdy już zezłoszczony dosiadał swoim zmęczonym tyłkiem TREKA. I tak dojeżdżamy do domu. W sumie nic nie boli, czuć tylko dzisiejsze słoneczko trochę. Zobaczymy co będzie jutro.

W sobotę wybieramy się na ustawkę pabianicką. Mamy nadzieję, że organizm dojdzie do siebie.

Dobranoc.
Szczyt szczytów. Niestety krzaki zasłoniły, jakże piękną elekrownię bełchatowską © ArtMac



Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa nages
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]