Info

Więcej o mnie.
2015

2014

2013

2012

2011

Wykres roczny

Archiwum bloga
- 2015, Maj6 - 0
- 2015, Kwiecień9 - 0
- 2015, Marzec8 - 0
- 2014, Listopad1 - 0
- 2014, Październik5 - 0
- 2014, Wrzesień11 - 0
- 2014, Sierpień11 - 0
- 2014, Lipiec10 - 2
- 2014, Czerwiec15 - 3
- 2014, Maj8 - 2
- 2014, Kwiecień11 - 6
- 2014, Marzec9 - 7
- 2014, Luty6 - 4
- 2013, Grudzień5 - 4
- 2013, Listopad8 - 6
- 2013, Październik14 - 2
- 2013, Wrzesień15 - 6
- 2013, Sierpień15 - 8
- 2013, Lipiec19 - 2
- 2013, Czerwiec16 - 5
- 2013, Maj10 - 1
- 2013, Kwiecień2 - 3
- 2012, Listopad1 - 0
- 2012, Październik6 - 0
- 2012, Wrzesień16 - 6
- 2012, Sierpień22 - 11
- 2012, Lipiec10 - 2
- 2012, Czerwiec6 - 2
- 2012, Maj12 - 0
- 2012, Kwiecień14 - 0
- 2012, Marzec7 - 0
- 2012, Luty1 - 0
- 2011, Listopad2 - 0
- 2011, Październik5 - 0
- 2011, Wrzesień24 - 0
- 2011, Sierpień19 - 4
Dane wyjazdu:
101.00 km
8.00 km teren
04:01 h
25.15 km/h:
Maks. pr.:35.00 km/h
Temperatura:22.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author Reflex
Setkę poproszę.
Wtorek, 14 maja 2013 · dodano: 14.05.2013 | Komentarze 1
Po 3 dniach, w których najczęstszym widokiem za oknem był padający dzień, no może poza poniedziałkiem który był tylko zimny, postanowiłem się w końcu wybrać na rower. Bo przecież 3 dni nie jeżdżenia na rowerze to czas stracony, co nie ???Akurat gdy nie było zachęcających warunków do kręcenia, postanowiłem spiąć się w sobie i zrobić w końcu serwis cross’a po zimie. Udało się , choć i tak leń mnie trochę przerósł, ale co tam.
TaK więc wyruszyłem po 11, mimo tego, iż zaplanowałem sobie wczoraj, że zacznę już godzinę wcześniej, bywa. Od samego początku problemy. A to z pulsometrem, który się załączał i wyłączał co chwila. Kilka razy próbowałem poprawiać opaskę, ale nic to nie dawało, więc go po prostu wyłączyłem. A to z sport tracerem, który nie chciał mi złapać fixa. Próbowałem na wszystkie możliwe sposoby, ale nic, dupa, na dodatek zbita … Ruszyłem w stronę Łasku, gdzie po drodze pomachałem, żeby być poprawnym politycznie, powiem Pani lekkich obyczajów, która zawsze w tygodniu pracuje na tej trasie. W weekend jakoś jej nigdy nie miałem przyjemności spotkać. Może ma etat ? 8-16 i fruu do domu, kto wie :P Jeśli to czytasz i jesteś zainteresowany, to powianiem upomnieć się o jakiś procent za zrobienie jej reklamy :P
W Dobrniu odbiłem na Ldzań, przypomniało mi się, iż Bubus zachwalał, te wspaniałe asfalty za mostkiem, więc pojechałem to zweryfikować. I rzeczywiście asfalt był i to całkiem niezły ;) WOW Jeszcze rok temu spory odcinek był jeszcze drogą żwirową. Szkoda tylko, że droga do Ldzania jest baaardzo kiepska. Powód wiadomy, S8 .. W szybkim tempie dojechałem do Gucina, w którym odbiłem w stronę Piotrkowa Trybunalskiego. Te około 30km kręciło się z iście nieziemską przyjemnością. Słoneczko, wiatr w plecy, asfalt równy jak dupcia niemowlęcia i przede wszystkim mały ruch. Po drodze podziwiałem jak nasi dzielni piloci fruwają swoimi F16. Odgłosy robią wrażenie, nie powiem.
Za Grabicą odbiłem do Woli Kamockiej, gdzie pokręciłem się trochę po okolicy. Boczne uliczki jeszcze równiejsze niż na wcześniejszej drodze. Taka refleksja, że im bliżej Bełchatowa, tym stan nawierzchni rośnie. Chyba się nie mylę za bardzo. Niestety sam odcinek od Woli aż do Głuchowa bardzo licha. Nie dość, że przeogromna ilość dziur to jeszcze sporo podjazdów. Nigdy ich aż tyle nie było. Chyba zima zrobiła swoje. Po dojechaniu na drogę E75 dojechałem do Kruszowa, gdzie stałem dobre bite 10 minut na światłach, aż lekko zmarzłem, mimo że stałem obok nagrzanego TIRA. Odcinek ciężki po cały czas pod górę i pod wiatr. Trochę się namęczyłem zanim dojechałem do Małych Górek. Tutaj zweryfikowałem swoją drogę i pojechałem drogą, którą jeszcze nigdy nie jechałem. Oczywiście był to błąd, gdyż asfalt szybko się skończył, zaczęła się polna, ale całkiem nieźle utwardzona droga, by następnie zamienić się w solidny piach i błoto. Zawracać mi się nie chciało, więc krótki odcinek przeszedłem na nogach. Dalej już było trochę lepiej. Zastanawiałem się tylko gdzie wyjadę. Okazało się, że wylądowałem całkiem nieźle, tuż prawie przy cmentarzu w Tuszynie. Akurat był pogrzeb. Wielki pochód Cyganów maszerował w smutku żegnając zapewne ich króla, czy jak tam się zwie ich Guru. Chciałem się zatrzymać i porobić parę fotek, ale pal licho co trzymali pod marynarkami. Może i sam niedługo ktoś by maszerował na moim pogrzebie ?? Nie żebym miał coś przeciwko nacji romskiej. Wolność ziomku w swoim domku. W tym przypadku na taborze. Rzecz jasna :P
Wylądowałem w Zofiówce, gdzie zazwyczaj robię małe zakupy. Tak też się stało i tym razem. Prince polo jeszcze nigdy mi tak nie smakowało jak dzisiaj :P Rewelacja. Obawiałem się, że w lasku rydzyńskim będzie sporo błota i kałuż, ale nic takiego nie miało miejsce. Jedynie kryzys mnie złapał. O tyle ile nogi jeszcze miały siły do całkiem niezłego kręcenia. O tyle głowa już mi marudziła, że powinienem być już w domu. Udało się przejechać przez Rydzyny bez dziesiątek TIRÓW załadowanych tonami piachu. Co w zeszłym roku nie było na porządku dziennym. W Pawlikowicach jeszcze mocniej przycisnąłem na pedały, by szybciej być w domciu. I to by było na tyle.
Pierwsza setka w tym sezonie za mną ;)